Na pierwszą akcję wyjechał, gdy miał 12 lat. Jak wtedy gasiło się pożary?

2024-05-04 9:10
Karol Szumny
2024-05-04 9:10

Za sobą ma 63 lata służby w straży pożarnej. Na swoją pierwszą akcję wyjechał w wieku zaledwie 12 lat! Mieszkaniec Mrzeżyna – Mirosław Smerdel – w rozmowie z naszym reporterem opowiada, jak dawniej wyglądała służba w straży pożarnej. Dziś Międzynarodowy Dzień Strażaka.

Na zdjęciu: Mirosław Smerdel w remizie OSP Mrzeżyno

Mirosław Smerdel jest emerytowanym strażakiem ochotnikiem. Przez wiele lat służył w jednostce w Gryficach, a także w Mrzeżynie. Za sobą ma 63 lata służby. Dlaczego zdecydował się wstąpić w szeregi straży pożarnej?

- Jednostka w Gryficach się wtedy rozsypywała. I był tam wtedy taki strażak, instruktor harcerski, który zebrał do służby rzemieślniczą młodzież, w wieku 17-18 lat. Ja również dołączyłem do tej drużyny – mówi Mirosław Smerdel.

- Pierwszy raz pojechałem na akcję w wieku 12 lat, zaraz po przyrzeczeniu harcerskim. Paliła się wtedy stodoła w Dobiesławiu pod Płotami. To były takie czasy, że zanim dodzwoniło się z Płotów do Gryfic to godzina minęła, więc jak żeśmy dojechali, to nie było co gasić – opowiada strażak-emeryt.

Pan Mirosław podkreśla, że różnica w sprzęcie jest ogromna.

- Gdy wsiadłem do nowego wozu OSP Mrzeżyno, to czułem się jak w kokpicie samolotu. Różnica w sprzęcie jest ogromna. Dawniej straż była podzielona na trzy kategorie: KR – konno-ręczna, KM – konno-motorowa i S – samochód. Pierwsze samochody to były Stary 20 – kontynuuje mieszkaniec Mrzeżyna.

Dawniej problem był również z łącznością między strażakami.

- Charakterystyczne było to, że wtedy nie było łączności. Dowódca akcji nie mógł, tak jak obecnie, podać przez radio dokładnej lokalizacji. Dlatego ja byłem wtedy brany jako łącznik, który biegł i przekazywał dalej wiadomość od dowódcy.

- Pamiętam taki przypadek, jak zapaliła się stodoła w Brojcach. Okazało się, że u sołtysa telefon jest zepsuty, więc traktorzysta jechał 20 km/h do Gryfic i po godzinie powiadomił, że w Brojcach się pali – opowiada nasz rozmówca.

- Nasze umundurowanie to były spodnie brezentowe, bluza typu marynarka i do tego były pasy z karabińczykiem i toporkiem. Toporek był potrzebny, bo w akcjach często trzeba było coś rąbać czy otworzyć drzwi. Węże były parciane i bardzo ciężkie – dodaje.

Za dwa lata pan Mirosław otrzyma odznakę za 65-lecie służby.

- Teraz wszystko wygląda inaczej, więc zarówno mieszkańcy, jak i strażacy powinni docenić sprzęt i łączność w czasie akcji – podsumowuje Mirosław Smerdel.

Komentarze (0)

Poznaj opinie mieszkańców.

CZYTAJ OPINIE I KOMENTUJ PONIŻEJ

Dodaj komentarz. Pamiętaj! Szanujmy się, hejtowanie jest karalne!